Biegłam przed siebie. Droga ciągnęła się po horyzont. Biegłam z taką lekkością jakbym miała za chwilę polecieć. Jeszcze chwilę, a uniosę się ziemią. Jeszcze tylko kilka kroków…
“Katarzyna! Szafranowska!” – głos dochodził gdzieś z oddali. Zbliżał się nieubłaganie w moją stronę – “… to po prostu niesłychane! Katarzyna!”
Nagłe potrząśnięcie za ramię otrzeźwiło mnie natychmiast.